Wyspy Nawietrzne, po angielsku Windward Island, to ciąg wysp oddzielających Morze Karaibskie od Oceanu Atlantyckiego, rozciągnięte południkowo aż do Wenezueli. Poniżej opis krótkiego rejsu po części z nich.

Telefon od kolegi
W dzień moich urodzin zadzwonił do mnie mój kolega z Poznania, z którym kiedyś razem pracowaliśmy. Zapytał co planuję robić w najbliższym czasie?
– Nic szczególnego – odpowiedziałem. Praca-dom, praca-dom.
– A nie poleciałbyś z nami na kilkanaście dni na Karaiby? Zwolniło się jedno miejsce.
Jakiś jego kolega musiał zrezygnować w ostatniej chwili i już wiedział, że nie odzyska pieniędzy za przelot i za wynajęcie jachtu, którym mieli pływać. Najważniejsze koszty, które mnie miały czekać to jedzenie i picie. Powinny wystarczyć 2 tys. zł 🙂 Dodatkowo kilkaset Euro na kaucję za jacht, ale to kaucja zwrotna. Opowiedział jeszcze jak fantastycznie było tam rok wcześniej.
– Jasne, że lecę – odpowiedziałem spontanicznie.
– OK. Pilnie potrzebny jest w takim razie numer paszportu żeby przebukować bilety.
Obiecałem za chwilę oddzwonić i podać dane. Bezzwłocznie poinformowałem swoją żonę, że lecę za kilka dni na Karaiby. Po czym odnalazłem paszport i … na tym mój wyjazd się zakończył. Paszport był nieważny 🙁 Wyrobienie go w ciągu dwóch dni było niemożliwe. Przeprosiłem i obiecałem polecieć za rok…
Nic się nie dzieje bez przyczyny
Nieraz w życiu przekonałem się, że nic się nie dzieje bez przyczyny. I nawet jeśli w pierwszej chwili wydaje nam się, że jesteśmy pokrzywdzeni przez los, z dalszej perspektywy dostrzegamy często więcej korzyści niż strat. Tak było i tym razem. Kumpel mówiąc mi o ubiegłorocznej wyprawie wspominał, że większą część czasu spędzili na jachcie, żeglowali i nurkowali. Ale czy ja do takich warunków wtedy na pewno pasowałem ?
Nauka pływania i nurkowania
Muszę przyznać szczerze, że Darek tą rozmową i złożoną przeze mnie obietnicą przyszłorocznego wyjazdu, zmotywował mnie do nauki… pływania. Jemu w dużej mierze zawdzięczam, że w moim życiu dokonała się wodna rewolucja.
Pewnie niejednemu macho wstyd byłoby przyznać się publicznie, że nauczył się pływać dopiero jako dorosły facet. Mam to w … takim niedomówieniu. Nie będę kreować się na wszystko umiejącego supermana i mam komfort pisania o tym otwarcie. Gdy już pływałem, zapisałem się od razu na kurs nurkowania. Przecież po to m.in. miałem lecieć na Karaiby 🙂
Skąd Państwo są? Taka zbieranina
Gdy usłyszałem, że osiem osób, które miało kilkanaście dni spędzić ze sobą na jachcie, jest z różnych miast, to od razu przypomniał mi się stary skecz Kabaretu Tey, pt. Mamuśka:
Są ludzie… Ja wiem, jacy ludzie…? Skąd państwo są?… Taka zbieranina… 😉
Kilka osób znało się wcześniej, ale ja znałem tylko naszego skippera. Cele wyjazdu były dla poszczególnych osób nieco odmienne. Jedni chcieli po prostu odpocząć, pożeglować, poleżeć na pięknych plażach. Ja nastawiłem się głównie na nurkowanie. W końcu leciałem tam zaledwie kilka tygodni po powrocie z Hurghady, gdzie chwyciłem podwodnego bakcyla.
Wyspy Nawietrzne – trasa rejsu
Samolotem z Berlina, przez Paryż dolecieliśmy na Martynikę. Cała wyprawa na Wyspy Nawietrzne trwała 17 dni, z czego 15 spędziliśmy na niedużym jachcie typu Bavaria.

Oprócz Martyniki odwiedziliśmy Saint Lucia, Saint Vincent i Grenadyny oraz Grenadę. Po drodze wiele mniejszych wysypek, w tym urokliwe Tobago Cays, a także wyspę na której kręcono film Piraci z Karaibów i inne, których nazw już niestety nie pamiętam. Zrezygnowaliśmy z Barbadosu, głównie ze względu na zbyt dużą odległość jak na tak krótki okres czasu. Ostatecznie mieliśmy tylko tydzień w jedną stronę i drugie tyle na powrót.
Nurkowanie na Karaibach
Niestety mój cel podstawowy jakim było nurkowanie na Karaibach trudno uznać za w pełni zrealizowany. Połowa z osób mogła nurkować, choć większe doświadczenie miał tylko jeden z nas. Podczas piętnastu dni na wodzie, mieliśmy tylko pięć lub sześć nurkowań. Nastawiałem się na znacznie więcej. Jednak ruszając w rejs, nie miałem świadomości tego, że mogą pojawić się takie problemy jak brak baz, w których można doładować butle z powietrzem …

Miejsca nurkowe
Dużo tych miejsc nurkowych nie było, ale trzeba przyznać, że zwłaszcza podwodny park narodowy na Saint Lucia, zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Piękno podwodnego bujnego świata na kilkunastu metrach zachwycało. Ponoć trudno spotkać w innych miejscach tak płytko dostępne koralowce czarne, białe i czerwone.
Drugie z ciekawszych nurkowań miało miejsce tuż przy rafie przy małych wysepkach Tobago Cays. Jedna z koleżanek po wyjściu na powierzchnię zapytała, co to była za ryba, którą (przypadkowo) otoczyliśmy bezpośrednio po zanurzeniu? Gdy usłyszała odpowiedź to powiedziała, że gdyby wiedziała, że to rekin (rafowy), to od razu by się wycofała 🙂
Trzecie fajne zanurzenie, to moje pierwsze nurkowanie nocne. Było naprawdę urocze. Można więc napisać, że przynajmniej połowa nurkowań była udanych 🙂
Karaibskie atrakcje
Poza żeglowaniem i nurkowaniem, mieliśmy okazję schodzić na ląd i choć trochę poznać odwiedzaną okolicę. Zobaczyliśmy m.in. las deszczowy, pozostałości kolonialnej zabudowy, kilka punktów widokowych i wiele innych osobliwości tych wysp.
Ekipa
„Zbieranina” okazała się bardzo sympatyczna. Jedyną osobą, która troszkę do grupy nie pasowała, byłem ja sam. Mam świadomość tego, że moje wegetariańskie ograniczenia i nieco inne nastawienie, mogą być na łajbie trochę kłopotliwe. Podczas mojej wachty, trudno było liczyć na cokolwiek mięsnego. Lub raczej na cokolwiek, bo byłem tam bez żony, a to ona u nas gotuje.
Nasza ekipa szczególnie nastawiła się na miejscowe „owoce morza”, w szczególności zaś na ryby i lobstery (homary). Potrafili z takiego posiłku uczynić główny cel dnia. Do mnie taka „atrakcja” nie przemawiała.

Trawa i kac
Znowu wybiegnę nieco poza utarte schematy otwartości 🙂
Słyszałem kilkukrotnie, że na Karaibach jest bardzo dobre „zielsko”, a pijąc alkohol nie ma się kaca. Trawy nie paliłem, lecz zdecydowałem się sprawdzić, czy brak kaca to prawda? W tym celu eksperymentalnie wypiłem pewnego wieczoru trzy butelki ok. 12 %-owego francuskiego wina, w które zaopatrzyliśmy się pierwszego dnia na Martynice.
Nie wnikając w szczegóły 😉 muszę przyznać, że ten eksperyment w dużej mierze potwierdził tą tezę. W Polsce po takiej ilości, na pewno pojawiłby się u mnie tzw. syndrom dnia poprzedniego. Tam niemal był niewyczuwalny. Nie powiem żebym czuł się rano jakoś wyjątkowo rześko, ale samopoczucie miałem naprawdę niezłe. Czyżby tak działały morskie sole, które wdychałem śpiąc pod gołym niebem ?
Karaibskie kontrasty
Zobaczyliśmy tylko mały fragment Karaibów. Trzeba przyznać, że są piękne, ludzie uprzejmi, ale są to też wyspy pełne kontrastów. Schodząc na ląd, trzeba nastawić się nie tylko na spotkanie z pięknem, ale także z biedą. Choć bez żebractwa. Trochę takiego życia z dnia na dzień. Luksusowe łodzie północnoamerykańskich milionerów, jachty i katamarany, kontrastują z łódeczkami lub deskami miejscowych, którzy próbują zarobić na życie sprzedażą owoców lub ryb.

Były bogate rezydencje i osiedla deweloperskie, głównie dla przyjezdnych, ale poza linią brzegu można tez było zobaczyć domy miejscowej biedoty.

Piękne plaże były standardem i to nie tylko te przy drogich hotelach i bezludnych wyspach.

Panorama Tobago Cays – fot. Dariusz Ignaszak
Ale można też było spotkać widoki, których nikt nie spodziewałby się w takich miejscach. Np. zaśmiecona, nieuczęszczana plaża, na która trafiliśmy na Saint Lucia.

W drogich restauracjach rzadko pojawiali się lokalni mieszkańcy, a część z nich stołowała się w takich portowych barach.

Ale trzeba przyznać, że choć biedę było widać, na twarzach mieszkańców tych wysp często gościł uśmiech. Nie brakowało też życzliwości i zaradności.
DJ z Wyspy Piratów
Gdy zdecydowaliśmy się nocować przy wyspie, gdzie kręcono film Piraci z Karaibów, to nic nie zapowiadało, że będzie to jeden z lepiej zapamiętanych wieczorów tej wyprawy. Po kolacji w turystycznej, porządnej restauracji, poszliśmy na pobliski pomost, a z niego do małego, skromnego baru dla lokalesów. Byliśmy w nim sami, nie licząc starszego, miejscowego barmana.
W pewnym momencie musiało paść tradycyjne pytanie: Where are you from ? A gdy zapytaliśmy się, czy umie coś po polsku, odpowiedział, że … oczywiście. Spodziewaliśmy się tradycyjnego: Dzień Dobry lub Jak się masz? Usłyszeliśmy jednak niemal czystą polszczyzną następujące zdanie:
„K**wa mać, trzeba ich pilnować” ! 🙂
Nasz gospodarz okazał się być emerytowanym DJ’em, który powrócił do rodzinnych stron z USA. W klubie, w którym pracował, ochroniarzami byli dwaj rośli Polacy. Ci najbardziej nie lubili, gdy w lokalu pojawiali się inni Polacy, bo ponoć zdarzało im się rozrabiać. A, że jednak przybywali tam regularnie, to zdanie takie utkwiło w pamięci naszemu DJ’owi 🙂 Zrobił nam tego wieczoru wyjątkowo udaną imprezkę, zakrapianą popularnym miejscowym napojem zwanym rum punch 😉
Kilka wspomnień
Oprócz wyżej opisanych zdarzeń, w pamięci utrwaliły mi się jeszcze spore ilości krabów na plażach, wielkie muszle, ludzi bawiących się na plażach, duży napis na murze w jednym z portów: SEX, AIDS AND YOU – IT’S YOUR CHOICE, oraz „karaibski śnieg” i trzej królowie 🙂

Dowiedziałem się też, że istnieje kilkadziesiąt gatunków bananów, a niektórych nie wolno jeść na surowo, lecz dopiero po przygotowaniu, podobnie jak u nas ziemniaki. Już wiem, dlaczego Darkowi tak bardzo zależało na jachcie z dużym zbiornikiem na wodę. Są tam wyspy, gdzie nie tylko trudno uzupełnić powietrze w butlach nurkowych, ale nawet paliwo i wodę pitną. Na jednej z nich sprzedawał ją tylko jeden człowiek. Czekaliśmy pół dnia aż zechce ją nam dostarczyć. Tam nikt się nie śpieszy 😉
Była też wyspa, która … eksportowała własne śmieci. Jest mała i nie ma własnego wysypiska. Odpady odbiera stamtąd okresowo statek z innej wyspy.
Warto znać języki
Niemal wszędzie tam można było porozumieć się po angielsku. Jednak przechowalnia bagażu przy lotnisku na Martynice, nie miała wywieszonych godzin otwarcia a pan, który tam pracował, nie znał angielskiego. Gdyby nie znajomość języka francuskiego przez jednego z kolegów, moglibyśmy mieć spory problem z wylotem. Mając dużo czasu do odprawy, chcieliśmy jeszcze zwiedzić miasto, a wracając zgodnie z naszymi pierwotnymi planami, zastalibyśmy już przechowalnię nieczynną.
Warto było
Skłamałbym pisząc, że lepiej być już nie mogło, ale z pewnością ten wyjazd pozostawił wiele pozytywnych wspomnień. I przede wszystkim zmotywował mnie do zmian. Był mi więc bardzo potrzebny.
Skipper Darek
Darek Ignaszak, który ten rejs zorganizował, już dawno zrezygnował z korporacyjnej pracy, by zając się tym, co kocha najbardziej – żeglowaniem i nurkowaniem. Późną jesienią przybywa na Karaiby, aby w kwietniu przepłynąć przez Atlantyk do basenu Morza Śródziemnego. Ma swój jacht, łapie wiatr w żagle i życie na gorąco 🙂 Gdyby ktoś szukał skippera, szczerze zapraszam na jego stronę: www.sailandtravel.pl
Może choć w ten sposób będę mógł mu podziękować za ten telefon. Jak widać to nie życzenia były mi wtedy potrzebne a impuls, który mi zafundował. Bardzo dziękuję 🙂
Poniżej kilka zdjęć z tego wyjazdu. Zdjęcia z rejsu pochodzą od całej naszej ówczesnej ekipy. Przy okazji dziękuję raz jeszcze za wspólny rejs.













Dodaj komentarz