Nurkowanie w Norwegii, w jego południowej części, w okolicach Farsund, miało miejsce w drugiej połowie sierpnia 2011 roku. Poniżej relacja przypominająca ten wyjazd, zorganizowany przez leszczyński Octopus.
Nurkowanie w zimnych wodach
Nie licząc szkolenia nurkowego we wodach otwartych, które odbywałem w 2007 roku, na jeziorze w Giewartowie, nie miałem do 2011 roku okazji nurkować w zimnych wodach. Mimo, iż podwodny świat ciepłych mórz przyciąga mnie wyraźnie mocniej, w 2011 roku postanowiłem poznać odmienne środowisko. Była to też okazja do nauczenia się nurkowania w suchych skafandrach. W 2011 roku odwiedziłem więc kilka nurkowisk takich jak Koparki w Jaworznie-Szczakowej, krakowski Zakrzówek, niemiecką Horkę, austriackie Grüner See, czy lubuski Łagów. W sierpniu wybraliśmy się do norweskiego Farsund.
Magia norweskich Lofotów
Do norweskiego wyjazdu zachęciły mnie też opowieści znajomych o wyjątkowo ciekawych nurkowaniach w norweskich Lofotach. Farsund leży w tym samym kraju, ale ze względu na sporą różnicę odległości, wynoszącą prawie 2 tys. km od Lofotów, należało spodziewać się różnic pod wodą.
Dojazd do Farsund
Farsund położone jest na samym południu Skandynawii, ale i tak oznaczało to kilkunastogodzinną podróż przez Polskę, część Niemiec, całą Danię i niewielki odcinek końcowy w Norwegii. Po całonocnym kierowaniu autem i porannym oczekiwaniu na prom, udało mi się zdrzemnąć trochę na promowych siedzeniach pomiędzy duńskim portem Hirtshals a norweskim Kristiansand.
Nocleg w Farsund
Trzeba przyznać, że nasza baza noclegowo-wypadowa znajdowała się w wyjątkowo ładnym miejscu. Urokliwy domek w sąsiedztwie lasu i cichej, cudnej zatoczki, z ładnym miasteczkiem w perspektywie po drugiej stronie wody, dawał poczucie relaksu i pozwalał nam oderwać się od codziennych spraw. Warto w takie miejsce pojechać, nawet bez nurów.
Cisza, spokój, duża przestrzeń wokół domu, małe trawiaste boisko do piłki, spory taras, miłe wnętrza ze sporym salonem, to nie wszystko co było do naszej dyspozycji. Mieliśmy też własny pomost z możliwością korzystania z łodzi motorowej, tylko do naszych potrzeb. Poniżej panoramiczny widok z naszego tarasu na Farsund.
Mieliśmy nawet namiastkę własnego aquaparku 😉
Odwiedzając to miejsce warto jedynie pamiętać, że zbierając gałęzie w lesie na podpałkę, może okazać się, że to las prywatny 😉
Nurkowanie w wodach Farsund
Wody w okolicach naszego domu okazały się odpowiednie do wykonania nurkowań wprost z „naszego” pomostu. Dobra widoczność, spora głębokość i skromne życie podwodne były tym, co zastaliśmy pod wodą. Pojedyncze, niezbyt duże ryby, jeżowce, skorupiaki takie jak kraby i ograniczona flora, zachęciły nas do sprawdzenia innych miejsc.
Z łodzi motorowej skorzystaliśmy tylko raz żeby ponurkować przy pobliskiej wysepce Kilsholmen. Wody ładne, ale niewiele różniące się od tego przy naszym pomoście. Dlatego kolejne nurkowania przeprowadziliśmy w innych miejscach, po konsultacji z miejscowym klubem nurkowym. Z jednej podpowiedzianej nam lokalizacji zrezygnowaliśmy ze względu na dosyć niespokojną wodę i silny przybój.
Najbardziej upatrzyliśmy sobie charakterystyczną zatoczkę po drugiej stronie mostu, na południe od drogi 43, dokąd docieraliśmy autem, zjeżdżając w dół krętymi dróżkami.
Zatoka meduz
Zatoczkę tą nazwałem „zatoką meduz”, ze względu na wyjątkowo duże ilość meduz z długimi parzydełkami, które tam spotkaliśmy. Niekiedy nie było możliwości żeby je ominąć. Zwłaszcza podczas niepogody było ich wyjątkowo dużo. Przynajmniej setki meduz pokazanych na zdjęciu poniżej, jeśli nie tysiące. Na szczęście ślady po spotkaniu z nimi szybko znikały. I nie było ich wiele. Tym bardziej, że poza fragmentem twarzy, wszystkie inne części ciała, były w suchaczu szczelnie zasłonięte.
Nie brakowało niedużych ryb, a do charakterystycznych elementów należał też podwodny las długich wodorostów.
Dużym zaskoczeniem w tej zatoczce był dla mnie widok wielu małych kolorowych rybek, zupełnie takich jakie widuje się w ciepłych wodach. Niestety nie mam ich zdjęć, ale nie zdziwiłbym się, gdyby przypłynęły one tutaj wraz z ciepłym Prądem Zatokowym / Północnoatlantyckim gdzieś z okolic Karaibów. Miły i zaskakujący widok. Niestety nie było nam dane spotkać pod wodą żadnych fok ani wraków, które można zobaczyć w innych częściach Norwegii. Tak zapamiętałem to miejsce po sześciu latach.
Czas wolny
Czas wolny po zakończeniu nurkowania spędzaliśmy relaksując się we własnym gronie, bez laptopów. Niektóre osoby z grupy korzystając z tego, że Norwegia pozwala na łowienie ryb z kuszą, korzystały z tej możliwości, spędzając więcej czasu w kuchni. Mnie to z oczywistych, wegetariańskich względów, w ogóle nie interesowało. W oddzielnym materiale opisuję wycieczkę w sandałach na Preikestolen 🙂
Norweskie realia
Będąc w różnych krajach mamy najczęściej zwyczaj odwiedzania lokalnych knajpek. Tym razem nie odwiedziliśmy ani jednej. Jedną z przyczyn były zapewne ceny, które potrafią Polaków zniechęcić do korzystania z gastronomii. Jadąc do Norwegii mieliśmy auta wyładowane zapasami jedzenia i picia. Oddalona od centrum lokalizacja naszego domu i spore zapasy własne, były drugą z przyczyn rzadkiego odwiedzania centrum miasteczka. Niemniej po kilku dniach postanowiliśmy uzupełnić zasoby w lokalnym sklepie. Były dwa większe – jeden bardziej delikatesowy i drugi dyskontowy. Mimo, że skorzystaliśmy z tego tańszego i tak trudno było chwalić ich ceny. Zwłaszcza gdy jedno małe piwo (0,33l.), o niskiej zawartości alkoholu (4,5%), przekracza w sklepie cenę 10 zł. Paliwo w cenie powyżej 7 zł za litr też może zaskakiwać. Zwłaszcza, że Norwegia słynie z jego dużego wydobycia.
Norweskie dodatki
Staram się podczas wyjazdów zwracać uwagę na charakterystyczne dla danego rejonu elementy dekoracje i rozwiązania technologiczne, z którymi nie miałem okazji spotkać się wcześniej na żywo. W domku, w którym spędziliśmy tydzień w Norwegii, wpadł mi w oko nietypowy sposób zamykania okien oraz wieszak na papier toaletowy, który nawet w wc przypominał nam, dokąd trafiliśmy 😉
Więcej zdjęć z tego wyjazdu można zobaczyć na stronie Octopus.net.pl
Dodaj komentarz